|
|
|
Dawid Markiewicz
W Piotrkowie Trybunalskim Dawid Markiewicz studiuje filologię polską z dziennikarstwem. Jest na IV roku. Na pytanie, czy studia nie hamują jego działalności literackiej, odpowiada ze skromnością - Jestem przeciętnym studentem. Jakoś zdaję kolejne egzaminy, ale bez rewelacji. Stypendium nie mam. Po chwili przyznaje, że pisząc trzeba zapomnieć o wszystkim, co się wie o poezji; oddzielić te dwa światy: świat teorii i praktyki.
Na szczęście na studiach zajmuje się twórczością, która go nie inspiruje. Ci ważni dla niego, okazują się za młodzi na praktykę akademicką. Wśród ważnych wymienia Artura Rimbauda, Charlesa Bukowskiego, ogólnie beat generation. - Nie zapomnij o Morrisonie - poprawia za sekundę, pilnując czy zapisałam. Ich czytał, gdy zaczynał pisać, gdzieś w czasach licealnych. Gdy któryś jego wiersz wydawał się warty wyjścia na świat, pokazywał go znajomym. O szkolnym pisaniu mówi ze śmiechem - W liceum te dwie są pewne - pisanie i miłość.
Z czasem jego wiersze zaczęły się ukazywać, m.in. w Akancie, Pro Arte, Śląsku, Plamie. Trafiały na konkursy. Z jednego z nich - o laur Klemensa Janickiego - przywiózł propozycję wydania ich w formie tomiku. Publikację sfinansował Cze-ladzki Urząd Miasta i do naszych rąk trafił jego debiut książkowy - Absynt. Wcześniej ukazał się arkusz Ponury klown puszcza nocą latawce, ale jak sam autor przyznaje, mało kto do niego dotarł, gdyż został powielony może w trzydziestu egzemplarzach. Stąd przedruki w Absyncie.
Absynt - intrygująca nazwa, którą dodatkowo podkreśla zielonkawa niczym piołunówka okładka. To jeszcze jeden ukłon w stronę modernistycznej bohemy. Ponieważ Dawid Markiewicz wskazuje w gronie swoich mistrzów Artura Rimbouda, nie mogłam nie zapytać o tę postać, o to czy w jakimś stopniu identyfikuje się z autorem Statku pijanego. - To niemożliwe, już przeszedłem granicę 20 lat i dalej tworzę. Swoją drogą to jednak fascynujące, że Rimbaud wszystkie wiersze napisał przed dwudziestym rokiem życia. Potem zapomniał o pisarstwie, ale o nim nie zapomniano. Czyta się go do dzisiaj - mówi Dawid. Rimbaud w końcowym okresie pisania zajmował się prozą poetycką czy może poematami prozą- powstały wtedy Iluminacje i Sezon w piekle. Markiewicz również próbuje zmierzyć się z tą formą. Spod jego pióra wychodzą poetyckie opowiadania, o których autor mówi, że nie jest pewien, czy to przypadkiem nie jest poezją.
Może być zaskakujące, że pisarz nie jest pewny tego, co napisał. Przecież to jego praca. Markiewicz uważa, że poezja to przelewanie na papier tego, co jest w człowieku. Jest taki moment, że trzeba sięgnąć po pióro i wyrzucić z siebie wszystko, co się wewnątrz nagromadziło - myśli, obserwacje, przeżycia. Nie musi to się wiązać z potrzebą ekshibicjonizmu artystycz-nego, bardziej spełnia funkcję oczyszczenia. Przywołuje stwierdzenie Rafała Wojaczka, że poezja jest jak gówno, człowiek musi od czasu do czasu to wydalić.
Na koniec pytam Dawida Markiewicza gdzie widzi swoje miejsce na literackiej mapie, czy czuje się związany z którąś z grup poetyckich lub sytuuje siebie w ich orbicie. Okazuje się twórcą -jedynakiem; nie należy i nie chce należeć do żadnej grupy. Chociaż zna poszczególne środowiska, to zawsze czuł się poza nimi. Przyznaje, że grupa ułatwia start, ale każdy musi iść własną drogą. Wybierając swobodę twórczą Markiewicz skazał się na radzenie sobie samemu - i jak na razie nieźle na tym wychodzi.
Dagmara Gładysz
|
|
|
|